Osiedle Zadole to mój rejon

Rozmowa z st. aspirantem Maciejem Boglem, dzielnicowym na Osiedlu Zadole

Kierowniczka Osiedla Zadole Urszula Karwala ze swym dzielnicowym spotyka się przynajmniej kilka razy w tygodniu. Oboje są najbardziej znanymi ludźmi na osiedlu , a mieszkańcy twierdzą, że nie ma sprawy, której ta dwójka ludzi by nie załatwiła. Dlatego zaprezentujmy – jak namawiała mnie kierowniczka- tego wyjątkowo lubianego na Zadolu policjanta.

-Jak mieszkańcy Zadola reagują na pana widok, naprawdę pana lubią ?

-Ja już 16 lat pracuję w tym rejonie obejmującym zresztą nie tylko Osiedle Zadole ale i ulice Polarną, Armii Krajowej i Słupską. Widzę często uśmiech na twarzy mijających mnie ludzi. Wielu znam z imienia i nazwiska, jeszcze więcej z widzenia i myślę, że ich reakcje na mój mundur dzielnicowego nie są sztuczne i traktują mnie jak dobrego znajomego, który w dodatku gotowy jest im pomóc w każdej sprawie. Niektórym wystarczy tylko dobra rada albo wysłuchanie skargi.

-To już nie trzeba się bać dzielnicowego?

-Nie wolno się bać, bo wtedy nasza robota nie ma sensu. Dzielnicowy powinien być traktowany jak…wujek. Posiadać zaufanie, być otwartym. Ja nie uciekam od problemów. Gdy nie potrafię od razu odpowiedzieć i zareagować to, po sprawdzeniu, kontaktuję się jeszcze raz tak, aby żadne pytanie kierowane do mnie nie zostawić bez odpowiedzi. To też pozwala mi wiedzieć jakie faktycznie problemy mają ludzie na osiedlu.

-Czy na Zadolu są jakieś charakterystyczne dla tego miejsca interwencje?

-Specyfiką jest na pewno duże zaludnienie i problemy z tego wynikające. Zatem konflikty sąsiedzkie, rodzinne, akty wandalizmu itp. Ale wie pan, ja już tyle widziałem w pracy policjanta, że mało co może mnie zaskoczyć. W każdym razie wielokrotnie musiałem być mediatorem, psychologiem, nawet lekarzem i księdzem- spowiednikiem. Taka robota dzielnicowego. Ja to lubię. Myślę, że ludzie przyjmują to z satysfakcją i dlatego traktują mnie przyjaźnie i ciepło.

-Jakimi cechami powinien charakteryzować się dzielnicowy, żeby ludzie obdarzali go zaufaniem. Wśród policjantów mówi się, że dzielnicowi to policjanci „gorszych spraw”.

– My musimy być spostrzegawczy, zaangażowani, otwarci i starać się bardziej łagodzić konflikty niż je zaostrzać. Faktycznie najczęściej to są może gorsze, bo małe, sprawy ale ktoś to musi robić. Wielkie dramaty rodzą się z nierozwiązanych właśnie tych drobnych konfliktów. My jesteśmy najbliżej ludzi i często potrafimy jako dzielnicowi reagować w zarodku, zanim wybuchnie wielka afera.

-A kiedy taki dzielnicowy jak pan czuje się bezradny?

-Nieraz blokują nas przepisy, procedury i choć człowiek chciałby pomóc, to nie może. Ale prawdziwie bezradnym czuję się wobec bezdomnych. Mam ich niemało w rejonie. Proponuję różne wyjścia z ich sytuacji tak, by wydobyć ich z marazmu. Noclegownie, domy opieki, zasiłki, itp. Przytakują dla świętego spokoju, a za kilka dni znów lądują na bruku albo na klatkach schodowych. To wtedy mi ręce opadają.

-Jaką udzieliłby pan radę mieszkańcom Osiedla Zadole na bycie bezpiecznym ?

-Żeby się pilnowali. Najlepszym strażnikiem jest zawsze dobry sąsiad. Nawet w blokowiskach ludzie się znają z widzenia i każdy obcy, który porusza się bez celu, jest łatwo zauważony. Wtedy trzeba zadzwonić na 112 lub do komisariatu. Bo choćbyśmy mieli armię dzielnicowych, to nie możemy być wszędzie. Dlatego jeśli złodziej zobaczy, że mieszkańcy są czujni i nie jest im wszystko jedno, będą takie miejsca omijać łukiem, bo to zbyt ryzykowne.

Do pana też można zawsze dzwonić?

-Gdy jestem na służbie zawsze mam włączony telefon( nr: 600 208 545), a kiedy mnie nie ma w pracy, to zaraz po powrocie oddzwaniam. Moją dewizą jest, żeby nie zostawiać żadnej sprawy bez reakcji, bo każdy telefon do mnie to dowód zaufania. A na to warto zapracować.

Rozmawiał Piotr Biernat

foto freepic. com.pl, KMP Katowice